piątek, 31 grudnia 2010

Top20

Pierwszy poważny wpis,przedstawienie top20 to całkiem mocne wprowadzenie naszego młodego bloga w świat. Dopiero co się urodził a już chodzi i trochę mówi. Zestawienie obejmuje nasze ulubione wydawnictwa czyli mikstejpy, pełne płyty i Epki, które ukazały się w roku 2010. Skupiliśmy się na powszechnie pojętych czarnych rytmach. No dobra w sumie jest tu prawie sam rap. Ranking ten jest może w 1% obiektywny, czyli nie sugerowaliśmy się ocenami w internecie ani nie przekopaliśmy globalnej sieci by przesłuchać wszystkie polecane płyty. To 20 płyt, które w zalewie muzyki zatrzymały nas na dłużej- odbierając ochotę do zapoznania czegokolwiek innego póki nie puszczą. 


Legenda:
Gordon
Franklin


20 Ghostface Killah-Apollo Kids

Po Fischscale Ghost przeżywa drugą młodość, co rok nowa płyta ze znakiem jakości. Z swoim wysokim pełnym pasji flow brzmi jakby dopiero chciał rozsławić światu swoje imię/ksywkę a nie jak  weteran  przekonany o swojej wielkości. Bity są świetne, historie wciągające, ale to wszystko nie wzrusza aż tak jak kiedyś. Dlatego tylko 20 miejsce. Narażę się ale za eksperyment z zeszłego roku byłoby wyżej.








19 Reflection Eternal-Revolutions Per Minute 2

Nie zawiodłem się ani odrobinę na tym albumie. Nie oczekiwałem niczego poziomem zbliżonego do debiutu. Dostałem świetnie wyprodukowany, tekstowo dopracowany album. In this World, Strangers, Long hot summer, Ends to petardy, reszta trzyma poziom. Na koncercie byłem? Byłem, Talib to spoko gość na 19 miejsce w sam raz. Potwierdzone info – spoko ziom. Album zadowolił mnie w 100% i jak na dinozaurów sceny pozytywnie wybija się w pełnym obfitości 2010 roku.






18 Wale – More About Nothing

Wielu może dziwić obecność tego mixtejpu w naszym zestawieniu. Po sukcesie Attention Deficit Wale zniknął na jakiś czas i postanowił o sobie przypomnieć w sposób jaki najlepiej potrafi- wydając mixtape nawiązujący do klasyka – Mixtape About Nothing. Chciałbym aby każdy artysta wydawał takie rzeczy „tak sobie” dla przypomnienia swojego istnienia. Przebojowy Wale na przebojowych produkcjach utrzymuje wysoką formę ustanowioną w zeszłym roku wyśmienitym debiutem. Materiał wciągnął mnie na naprawdę dłuższa chwilę do tego stopnia, że wrzuciłem go do swojego top 10 w momencie w którym się ukazał a niektóre kawałki jak The Black N Gold, The MC czy The Get Away to po prostu pierdolone bangery.


17 Mr. Sche- Immortal Thug

 Jedna z niewielu gangstarapowych płyt w zestawieniu. Bardzo stonowana, dominują mroczne bity  i ciężkie uliczne teksty. Sam Mr. Sche przypomina mi trochę Scareface,'a ulicznik, który poza  standardowymi tekstami o ciężkim ulicznym życiu(dziwki, przemoc, narkotyki) potrafi też spojrzeć nieco szerzej. Wszystko to podane na świetnych bitach, no i co by nie mowic Wake&bake jest jednym z haseł tego skromnego bloga. To było mocne otwarcie roku, pamiętam, że płyta nie opuszczała mojej mp3 długi czas.
W tym roku Mr. Sche po prostu zdecydowanie wybił się na tle swoich ziomów z Memphis (mam nadzieję, że nie zsyłam na siebie gniewu Lorda za te słowa) nagrywając album, który wciąga za pomocą bitów, flow i przede wszystkim tekstów.

16 Black Milk- Album of The Year

Nazwa zobowiązuje, nie jest to wydawnictwo roku ale materiał najwyższej próby z pewnością. Najmocniejszy punkt albumu to oczywiście produkcja, sample obrobione z chirurgiczną precyzją momentami brzmią wręcz syntetycznie, do tego dochodzą mocarne drumy. Całość brzmi czysto, brak tu przytłaczającej atmosfery „brudnego Detroit” odczuwalnej na wielu krążkach z tego miasta. Do albumu świetnie pasowałaby okładka Bluprinta3, właśnie Jay- następnym razem jak będziesz chciał nam pokazać muzykę w formie od Bang & Olufsen to skontaktuj się z Black Milkiem, bo Kanye, nie pisząc o Timbo czy Swizz Beatzu nie są w stanie tego zrobić. Black Milk już zrobił. Album of The Year może oczarować jak widać każdego nawet Gordona, ale Black zachwycił publikę już dawno poprzednimi produkcjami za które go uwielbiam, a ten album jest krokiem naprzód, ale może trochę za małym? Dlatego tak odległe miejsce w zestawieniu.

15 Capone-N-Noreaga-The War Report 2: Report The War

Hardcorowi nowojorscy gracze, ziomki z więziennej kuchni powracają wraz z drugą częścią kultowego The War Report. Ostatnie wydawnictwo CNN było co najwyżej solidne nie do końca spełniając oczekiwania po tak długiej nieobecności. The War Report 2 to już poziom jaki duet zaprezentował nam w debiucie, no prawie . Powiecie, ze niektóre numery są komercyjne, śpiewane refreny u C-n-N? Mamy rok 2010 moi drodzy, zresztą zwrotka Reakwona w „Dutches V. Phillies V. Bamboo” jest bardziej ciężko-uliczna niż wszystko co leszcze myślący, ze wciąż jest 96’ są wstanie nagrać. Właściwie to wszystkie zwrotki Rea, który stał się nieformalnym 3 członkiem grupy, miażdżą. Co by nie mówić mimo, że całość jest wyprodukowana w dzisiejszych standardach to nie ma mowy o jakichkolwiek cukierkowatych momentach, rzecz jest o zaułkach gdzie słonce nie dochodzi, utraconych ziomkach ale także o dumie, sile przetrwania, lojalności wobec swoich ludzi. Trochę pompatycznie ale This oath is this oath.  

14 Gas Mask - The Left

„This is the real Detroit”  ! „Klasyczny” krążek -  ciężkie bity i mocne rymy na mistrzowskim poziomie tak można najkrócej opisać ten album. Apollo Brown swoimi produkcjami nie pozwala nam wrzucić tego albumu na półkę ze średnimi wydawnictwami próbującymi przywrócić lata 90.  Wersy Journalista 103 oraz gości (głównie z Detroit ) takich jak Marvwon,  Invincible <3  czy Guilty Simpson po prostu „biją po głowie” zostawiając w niej ślady na długi czas.  Dzięki takim płytą nie zapominamy o scenie z Motown, która jak widać ma się dobrze nie tylko za sprawą Eminema.



13 Big K.R.I.T.-K.R.I.T. Wuz Here

Mikstejp wydany przez def jam jako debiutancki album. Wyprodukowany w całości przez samego Big K.R.I.T.a. Mówcie sobie co chcecie dla mnie najlepszy żyjący producent na mikrofonie. Krit jest członkiem smokersclubu (DZA, Curren$y) mimo to o albumie nie da się powiedzieć, ze jest przepalony. Mamy tu co prawda południowe leniwe rytmy jednak nawijka tematycznie jest urozmaicona. Są także dosyć żywiołowe kawałki na których Krit brzmi trochę jak Pimp C ale to nie wada. Generalnie momentami ociera się o geniusz. Jeden z moich tegorocznych faworytów ale nie udało mi się przepchnąć wyżej. Taki rok zbyt duża konkurencja.  Jeśli nie zaliczymy tego materiału jako oficjalnego debiutu to ciężko będzie K.R.I.T'owi pełnoprawnym albumem przebić „KRIT Wuz Here” bo fakt jest faktem – krążek ocieka zajebistością.


12 Smoke DZA – George Kush Da Button

Shut tha fuck up and smoke my weed...” - dobra rada na otwarcie albumu, polecam się do niej zastosować...  Kolejny chłopak z ferajny uderzył w tym roku z świetnym materiałem.  Wspierają go oczywiście najlepsi z ekipy:  na bitach Ski Beatz, gościnnie na mikrofonie wspomagają  Curren$y,  Dom Kennedy, Den 10 oraz Big K.R.I.T.(także jako producent). Mogłoby się wydawać, że to powielanie tematu Curren$'iego czy Wiz Khalify jednak Smoke DZA posiada swój oryginalny styl wyróżniający go wśród innych graczy. Nie będę się rozpisywał - „Less talk, more smoke...”– tego albumu po prostu nie mogło zabraknąć w naszym zestawieniu.


11 Freddie Gibbs- Str8 Killa

Po dwóch świetnych mikstejpach przyszedł czas na epkę. Freddie a może jego flow nie zwalnia tempa. Magazyn XXL wytypował go na jednego z 10 czołowych świeżaków. O ile pozostali idą raczej w kierunku „wygładzania” rapu, tu już utwór otwierający zapowiada, ze z lamusami nie będzie pieszczenia. Cóż nie jeden mc słuchając tego wydawnictwa może wpaść w kompleksy, Frederick niszczy każdy bit a goście próbują dotrzymać mu tempa (świetne zwrotki Bun B).  Kawałka o sztuce wdychania dymu oczywiście nie zabrakło. Trzydziestostopniowe upały, morze i Personal OG to były czasy. 8 doskonałych tracków w pełni wystarcza, żeby uznać Gerry, Indiana za jedno z jaśniejszych miejsc na rap mapie.




10 Janelle Monae - The ArchAndroid (Suites II and III Of IV)

"may the strings make you smile,
may they always remind you of me "
               
 Album czarujący, porywający nas w świat Metropolis. Kontynuując koncept- serię przygód androdia. Zapoczątkowany  przez wydawnictwo o nazwie Metropolis: Suite I (The Chase). Brak wad i pełna harmonia to główne zalety tego albumu. Słychać, że prześliczna Janelle i jej główny producent Nate „Rocket” Wonder świetnie się dogadują i każdy kawałek to po prostu „masterpiece”, a całej opowieści słucha się bez skipowania zapominając o otaczającym świecie. Na naszych oczach wyrasta gwiazda pokroju Eryki Badu, a może nawet większa. Biorąc pod uwagę iż opiekę nad nią roztaczają tacy panowie jak Sean „Diddy, Puff, Puffy, Daddy” Combs oraz Antwan „Big Boi” Patton.

9 Wiz Khalifa- Kush&OJ

Zapowiada się, że rok 2011 będzie należał do tego młodego kota okrzykniętego pierwszym jaraczem w grze, a ja wraz z pierwszym ociepleniem kupię sobie trampki. „Taylor Gang or die”. Wiz wprawdzie obecny na scenie już jakiś czas dopiero tym mixtejpem i singlem „Black and Yellow” (z nadchodzącej płyty) wkroczył do pierwszej ligi.
Pierwszej ligi sprzedażowej. Jego płyta z 2006 Show and Prove jest uważana za jedna z lepszych tamtego arcymocnego roku. Przypomnę, że płyty wydali wtedy Ghostface, Lupe i The Clipse. Wiz im starszy tym mniej poważny, ciekawy przypadek. Z nami chyba podobnie, mikstejpu słucha się świetnie, przepalone produkcje i luźne flow Khalify wychwalającego uroki życia na haju. Plus jego śmiech, który brzmi lepiej niż cokolwiek co robi teraz KRS-One. Wiz ma w sobie to coś, że mimo wspominania o szampanie w co 2 kawałku nadal ma się wrażenie, że jest spoko ziomkiem, któremu się w życiu się udało. Nie sposób mu nie kibicować w drodze na absolutny szczyt mainstreamowego rapu.

8 Kendrick Lamar- O(verly) D(edicated)

Są płyty na które sie czeka. Czasami bardzo długo i nie będę ukrywał, że niewiele płyt na które czekałem kilka miesięcy potrafiło mnie ująć od razu. Przeważnie po pierwszym przesłuchaniu czuję się co najmniej lekko rozczarowany. Dobre płyty wraz z przyswojeniem materiału stopniowo zacierają wrażenie, te złe wiadomo.... Są też płyty na które trafia się przypadkiem np. robiąc porządki na strychu. Kendrick Lamar, kto to niby jest? Tak myślałem. Ale coś mnie tknęło żeby dać mu szanse ,właściwie to intrygująca okładka. Była to jedna z lepszych decyzji ubiegłego roku na świecie, Kendrick zdobył moje serce(no homo) od pierwszych dźwięków intra. Emocjonalna nawijka na bicie  Peace of light rootsow zwiastuje, że nie mamy do czynienia z pierwszym lepszym, który wkradł się do studia na godzinne nagrywki tylko poważnym graczem. Dalej jest jeszcze lepiej. Hipnotyczne podkłady, aksamitne trochę przepalone flow Lamara, świetne zostające w głowie refreny. Jeśli chodzi o teksty jest poetycko-przemyśleniowo, trochę gangsterki też się znalazło w końcu nagrał to gość z Compton a tam nie żyje się lekko. Czyżby nowa nadzieja zachodu?

7 Ce-Loo Green- The Lady Killer

Trzeci solowy album członka Goodie Mob nie zawiódł, 14 kawałków z których 12 mogłoby zostać singlami, dwa nienadające się to intro i outro. Muzycznie krążek oparty jest na odświeżonych klasycznych dźwiękach trochę jak ostatnie wydawnictwo Amy Whinehouse. W odróżnieniu od Back to Black ten przepełniony jest pozytywną energią, kolorystycznie dominują  granat i jasny fiolet. Skąd to wiem? Widzę dźwięki jak Pharrell, proste. W nieodróżnieniu od płyty Brytyjki brzmi świeżo i nowocześnie. Sam tytuł wskazuje treść, mamy tu przekrój przez miłosne podboje gospodarza krążka, patrząc na jego aparycje aż trudno w nie uwierzyć. Najwidoczniej jednak jest żywym dowodem, ze kobiety cenią dowcip wrażliwość i  styl ponad wszystko inne. Płyta zaraża, słuchając jej na mej mp3 idąc deptakiem, w deszczowy szary listopadowy dzień, z uśmiechem na ustach nieświadomie podśpiewywałem razem z Cee-Lo. Zorientowałem się po 10 spojrzeniu wyrażającym chęć mordu, w tym kraju chyba każdy powinien się z tą produkcją obowiązkowo zapoznać. Tak, to słuchać tylko w domu!

6 Freeway & Jake One – Stimulous Package

Sam nie wiem czy nie trochę za wysoko, ale Franklin chciał ją widzieć w tym miejscu żadnym innym. Zagroził porwaniem mojej dmuchanej repliki Jessicy Alby więc musiałem ustąpić. Przyznaje, że gdy się ukazała słuchałem jej do upadłego. Rany, twierdziłem nawet, że to album roku. W sumie skąd miałem wiedzieć, że ukaże się jeszcze tyle perełek. Wracając do samej muzyki: recenzje w Internecie mieszane ale słucham płyty ponownie pisząc ten tekst. Od razu mam przed oczami scenki z czasu kiedy katowałem ją gdy była pierwszej świeżości, tak to był przez pewien czas soudtrack do mojego życia. Przyznaje jednak, średnim albumom zdążało się nieraz pełnić tą funkcje. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że bity są oparte na podobnym patencie ale dobra Freeway brzmi na nich świetnie elektryzując żywiołową nawijką od pierwszego kawałka do ostatniego. Czy to wystarczy?
Na szóste miejsce z pewnością. To jest chyba problem płyt wydawanych na początku roku – pod koniec ma się do nich więcej zastrzeżeń niż do tych wydanych później. Na tym blogu na szczęście mamy trzymamy się poziomu zajarania, a nie chłodnej kalkulacji krytyków- dlatego tuż za ścisłą czołówką Freeway i Jake One.

5 Kid Cudi- Man on the Moon: The Legend Of Mr. Rager

Będąc szczery, na początku byłem nieusatysfakcjonowany tym wydawnictwem. Wszystko wydawało się dosyć podobne do siebie, poza kawałkiem z Cee-Lo brak tu jakiegoś bardziej wyrazistego momentu jak Pusuit of Happiness, Alive czy  Day N Nite w części pierwszej. Do tego doszedł wywiad z Cudim w którym żalił się, że czuje się wypalony, że już nie ma ochoty nagrywać. Tak, to wiele wyjaśnia, myślałem. Wróciłem do płyty po jakimś czasie i….. Cudi owszem jest zblazowany, ale zamienia się to w zaletę. Płyta ma świetny klimat, kosmiczne podkłady połączone z często symfonicznymi dźwiękami no mojej liście plasują się zaraz za perełkami Kanyego z Dark Twisted… Dopełniają je opowieści gospodarza właśnie o zmęczeniu sławą, samotności, złudności relacji międzyludzkich ,zastąpieniu ich narkotykami. Płytę najlepiej słuchać od początku do końca, czuć, że każdy kawałek jest na swoim miejscu, może poza Erease me, który nie pasuje do całości ale jeden taki utwór jestem skłonny wybaczyć. Jest mrocznie, ale koniec niesie odrobinę optymizmu. Cudi chyba ostatkiem sił nagrał niesamowicie wciągający i poruszający album. Czy znajdzie motywacje na jeszcze? Nie wiem. Koniec końców dla mnie materiał znacznie bardziej kompletny niż cześć pierwsza. Z każdym kolejnym odsłuchem coraz lepszy. 

3 The Roots – How I Got Over

  W przerwach między kolejnymi odcinkami Late Night with Jimmy Kimmel, Questlove do spółki z Black Thougth'em i resztą chłopaków nagrali album, który spokojnie może walczyć o miano #1 w długiej karierze „najlepszego zespołu hip-hopowego świata”. Utrzymany w mrocznym klimacie poprzednich płyt zachwyca eklektyzmem i delikatnością produkcji. Pomimo dużej ilości gości (osobiście bardzo cieszy mnie obecność Blu) Black Thought gra pierwsze skrzypce nadając ton poszczególnych kawałków. Tematy jak zawsze: zaangażowane w sprawy społeczne, egzystencjalne oraz uliczne zmagania – nie da się przesłuchać tego albumu bez głębszej refleksji. Pomimo doskonałości nie dało się go wcisnąć wyżej w zestawieniu – nie wywołuje w nas tak wielu pozytywnych uczuć i emocji jak albumy wyżej.

3 Big Boi-Sir Lucious Left Foot The Son Of Chico Dusty

Kazał nam czekać Big Boi oj kazał. Każda nowa wiadomość o przełożeniu premiery była jak cios w splot słoneczny. Na szczęście po zmianie labelu poszło z górki. W lipcu doczekaliśmy się pierwszej oficjalnej solowki członka OutKastu. Big Boi pokazał, że jest doskonały w każdym rapowym aspekcie, no bo czego tu nie ma? Potwierdzenie znanej klasy, przypomnienie kto mimo chwilowej nieobecności rządzi na południu- proszę mamy General Patton. Klubowy bangier? Tangerine. Popowy numer z klasą? Be still. Coś na smutki? Oczywiście Fo Yo Sorrows. To jeszcze numer z klasyczną południową duszą, proszę bardzo jest The Train Pt. 2. Koniec tej wyliczanki bo każdy z kawałków na płycie jest doskonały w swojej klasie. Podsumowując na taką płytę warto byłoby czekać i kolejne 3 lata a usłyszeć znów Big Boia na bitach Organaizded Noise- Bezcenne. Ustawiamy na równi z Rootsami. Słuchaliśmy tych płyt naprzemiennie. Big Boi jest jak tata, z którym ogląda się mecze, gra w piłkę i pije piwo a The Roots to mama, która pilnuje nauki i chodzi na wywiadówki. Nie da się wybrać kogo bardziej się kocha. 

2 Kanye West – My Beautiful Dark Twisted Fantasy

Panie West gratulujemy drugiego miejsca !
Cóż tu napisać o płycie o której wszyscy wiedzą, że jest genialna? O której już chyba wszystko zostało napisane. Kanye zawsze dostaje czego chce, każda kolejna płyta była inna i każda w swej stylistyce tak samo dobra. Tu West przeskoczył sam siebie, umieszczając się wśród muzycznych legend a trochę wciąż niedoceniany w powszechnej opinii hip-hop wynosząc na właściwe mu miejsce. Właśnie Kanye nagrał płytę, porównywaną do Thrillera a przecież tak czysto rapową. Wypromował przy tym swoich ziomków i odkurzył legendy gatunku. Geniusz. Genialny Geniusz  To co? Can we get much higher?



1 Curren$y- Pilot Talk

Yes, we Can!
Płyta Kanye wygrała właściwie wszystkie możliwe podsumowania na płytę roku i to bez podziału na kategorie. Jednak choć wiem, że to ryzykowne bo jak Mr. West to zobaczy będzie wydzwaniał, domagając się zmiany werdyktu i umieszczenia w zestawieniu Beyonce. Sorry Ye, na tym blogu wygrać nie mogłeś.  Curren$y nagrał płytę magiczną, kiedy ją odpalam to pomimo, że za oknem jest śniegu po kolana czuje jakby  znów był upał a w mieszkaniu zaczyna pachnieć... roślinością.
 U ciebie zawsze pachnie przyrodą…Pomimo, że to już trzeci krążek nie tak młodego rapera chyba dopiero teraz wyklarował się w pełni jego przejarany styl. Czy odbyło się to za sprawą doświadczenia w rap grze, produkcji Ski Beatz'a czy ilości wypalonej marihuany? – nie obchodzi nas wcale. Najważniejsze, że dostajemy na tym albumie dawkę pozytywu i luzu często brakującego niektórym raperom. Gracja z jaką Curren$y porusza się po bitach, hipnotyzuje utwierdza w tym, że jest lata świetlne przed swoimi konkurentami.
 Curren$y razem z Big Boiem i Kritem pokazali gdzie obecnie rap ma się najlepiej, już nie tylko pod względem komercyjnym ale i artystycznym. Czasy pierwszego OutKastu, UGK wróciły w nowej formie, jednak z tym nieuchwytnym czymś chwytającym za gardło. Czarna muzyka wraca do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz